wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 13

-Później dokończysz Viktorio - odezwał się nauczyciel - teraz sprawdźmy co się stało.... - zawahał się - lepiej chodź.
Nic nie odpowiedziałam tylko poszłam za nim. Wyszliśmy z jego 'biura' i weszliśmy na schody poszliśmy na drugie piętro a potem szliśmy długim korytarzem (rany to miejsce jest na prawdę duże) w końcu Zed skręcił w drzwi po lewo, było słychać przez  kłótnie trzech ludzi. Otworzył je, a moim oczom ukazał pokój dość mały cały w gęstych zielonych glutach, ci trzej co byłi w tym pokoju też były tym obsmarowani.
- Czy wy żeście powariowali?! - krzyknął Zed
-Nie -Poznałam jedną osobę, po jej pogłosie była to Eliese - ale to tylko on -to wskazała palcem na chłopaka którego skądś kojarzyłam tylko nie widziałam skąd. On cały czas się na mnie patrzył - wsypał do Eliksiru Powerowego skrzydlate waszki! - krzyknęła
- A jednak.... powariowaliście - powiedział - wiecie jak to mogło się skończyć?
-Tak- odezwał się chłopak którego od zaraz poznałam. Louis. - Ale nic się nie stało - uśmiechnął się
- Od razu kierujecie się do pani Buney, teraz - spojrzał na mnie - a ciebie muszę zapisać, pójdziesz z nimi obejrzą cię tylko - odwrócił się do pozostałej trójki - a jeśli dowiem się, że nie byliście u pani Buney, czekają was smutne konsekwencje.
Trójka umorusanych ludzi wyszła a ja za nimi. Kiedy szliśmy ja troche dalej od nich widziałam, że Lou mówi coś do osoby która się nie odezwała kiedy nauczyciel ich przyłapał. Nagle tej chłopak zatrzymał się a Louis z Eliese poszli dalej. Serce biło mi tak, jakby chciało wyrwać się z klatki piersiowej. Bałam, się ale sama nie widząc czego.
- Cześć Viktoria - odezwał się chłopak ,kiedy szłam chcąc go ominąć
- Skąd znasz moje imie - odzwałam się
- Jak to skąd? Przecież mi się przedstawiłaś, poznaliśmy się w kinie. Naprawdę mnie nie pamiętasz? Może nie powinienem znikać bez słowa, na tak długo.
- Niall?
- Brawo
- Niall ty, ty parszywa świnio. Jak mogłeś mi coś takiego zrobić? - wzięłam go za rękę po pociągnęłam, chcąc aby się zatrzymał. Chłopak spojrzał na mnie jaki z niedowierzaniem - Czemu? Na... - załamał mi sie głos w sumie sama nie wiedziałam czemu
-Aż tak długo? - dokończył za mnie - Nie wiem, może nie chciałem cię .... no nie wiem.... martwić i abyś się dowiedziała za dużo o nas - zachichotał -  chociaż w sumie wiedziałem coś o twojej mamie ale myślałem że to tylko plotka - jego głos brzmiał bardzo poważnie
- Możesz mi to jeszcze wszystko wytłumaczyć?  - Lou wraz z Eliese byli bardzo daleko przed nami i prawie już znikneli mi z oczu ale nie za bardzo sie tym przejmowałam bo najważniejszy był teraz dla mnie Niall, w sumie my sami zwolnieliśmy kroku.
- O  Jeźdźcach Grobowców? Jasne w sumie musze ci coś powiedzieć... ja też nim jestem. - uśmiechną sie do mnie - to bardzo fajna zabawa i troche straszna i wymaga sporo treningu - nagle sie zatrzymał i pociągnął mnie w swoim kierunku, położył dłoń na moim policzku - w sumie musze ci coś powiedzieć że ... bardzo za tobą tęskniłem, chciałem ci wszystko powiedzieć gdzie jestem, co robie ale wszyscy uparli sie że nie, bo to nie odpowiednia pora, w sumie najbardziej uparli sie Zed i Tommo - zrobił pauzę - tak mi przykro
    No dalej - myślałam- no dalej te motyle w brzuchu o mój boże on mnie dotkną, mój polik to coś niesamowitego omg. Cała byłam w takich myślach,  naprawdę myślałam że mój brzuch zaraz eksploduje. Nagle chłopak sie nachylił do mnie i....
- No to idziecie czy nie - odezwał sie no kto jak oczywiście Lou za ściany, koniec korytarza był tak daleko że widziałam prawie jako malutką kropke - myśleliśmy że już sie zgubiliście - prawie krzyczał - bo nie szliście za nami. No chodźcie już
Popatrzyliśmy oboje w jego kierunku i kiedy on zaczął na nas tak wrzeszczeć prawie nas od siebie odrzuciło
- Tak już idziemy, tylko but mi sie rozwiązał musiałem go zawiązać - odezwał się Niall
- Tak jasne ... tylko szybko tu chodźcie - i znikną za ścianą
- Przepraszam - odezwał się nagle
- Za co? - odezwałam sie i popatrzyłam na niego ale on patrzył wprost przed siebie
- Za to że cie pobrudziłem jesteś cała w zielonych smarkach - tak oczywiście byłam zajęta nim że nawet nie zauważyłam że jestem cała w zielonym czymś co Niall miał na sobie chociaż na twarzy już praktycznie nic.

____________________________________________

PRZECZYTACIE :D :****** 

Kochani przepraszam was na to że nie pisałam tak długo, ale nie miałam 'weny twórczej', potem szkoła, i trzeba nadrobić gry :p plus jeszcze league of legends i mieć jeszcze czas na znajomych. Wakacje też mam dość pracowite, ale coś tam napisałam za wszelkie błędy oczywiście przepraszam i mam do was pytanie chcielibyście abym założyła sobie aska? W tedy bym mogła mniej więcej częściej odpisywać na wasze pytania bardziej się z wami zżyć itd :) I jeszcze was bardzo przepraszam za to że nic nie pisałam. :(  bardzo mi z tego powodu głupio i przykro mi że jest teraz tak mało ale cóż. Dzięki że jesteście i tak was bardzo KOCHAM jesteście najlepsi chociażby w tym super małym gronie który mam nadzieje cięgle rośnie i urośnie jeśli będę więcej pisała na blogu  i może udzielała sie na asku :) Być może jeszcze założę jakiegoś bloga na inny temat nie związany z one direction ani z muzyką,ale to są baaardzo dalekie plany. Tak więc komentujcie bo to bardzo motywuje, kocham was <3

czwartek, 30 stycznia 2014

Rozdział 12

-Viktoria - złapał mnie za ręce - wszystko będzie dobrze, zaufaj mi - popatrzył mi w oczy a ja nie wiedziałam, co powiedzieć. Po prostu tego wszystkiego było za dużo. Łowcą Świateł? Ale o co chodzi?
-Hym - cicho wydałam z siebie odgłos nie chciałam aby ktoś go usłyszał, ale jednak usłyszał to Lou.
-Nie martw się. Czy ja ciebie kiedyś okłamałem?
- No wiesz - zawahałam się - Znamy się no od niedawna
- Hymm, racja, ale już zdążyliśmy się w połowie poznać
- Nie do końca, bo dowiaduje się dopiero teraz o tym że jesteś kimś o kim nigdy nie słyszałam
- Poprawka... ty też 'tym' jesteś. Zobaczysz polubisz to, a teraz - chciałam coś powiedzieć ale mi nie dał - złap mnie z rękę i trzymaj się mocno bo pierwszy raz nie było za fajnie w na moim przykładzie, znaczy sama  się przekonasz i nie martw się jeśli się złapiesz mnie mocno nic ci się nie stanie. - zaczęłam czuć lekki strach.... sama się okłamuje duży bo nie widziałam co mnie mnie czeka. Ale zrobiłam to co mi kazał. Staliśmy przy schodku prowadzącym pod zadaszone miejsce.
- OK to na trzy robisz krok i wchodzisz pod daszek. Ok?
- ok - odpowiedziałam
- raz... dwa.... - jejku zaraz będzie trzy - trzy - i tak jak kazał zrobiłam razem z nim weszłam na schodek. Czułam się jakbym weszła w jakąś niewidzialną ścianę, która mnie połknęła. Tak to właściwe określenie. Może inaczej powiem to mnie wciągnęło z dużą siłą. Leciałam, w dół. Nie było ziemi pod mną. Czułam się jak na kolejce w wesołym miasteczku. Miałam wrażenie, że zaraz wyskoczy mi żołądek. I te światła wirujące koło mnie.Czułam obecność Louisa przy sobie. Wchwyciłam jego rękę jeszcze mocniej. Aż w końcu poczułam ziemię. Upadłam na kolana (upadłam tym na twarz gdybym się nie trzymała Tomlinsona). Natomiast on stał i miał minę jakby go coś bolało. Wstałam.
- Louis wszystko ok?
- Puść moją rękę proszę - wybłagał przez zaciśnięte zęby. A ja dopiero teraz się rozrientowałam, że nadal się go trzymam. Puściłam go i na jego twarzy zobaczyłam ulgę.
- Chciałem abyś się mnie trzymała ale nie aż tak mocno, ała - podwiną rękaw koszuli i zobaczytałam jego siną rękę z miejscami, których miałam wrażenie, że zaraz będzie leciała krew i ślady po moich paznokciach.
- Jezu... przepraszam, nie chciałam. Sam mówiłeś że mam się trzymać mocno
- Ale nie sądziłem, że weźmiesz to tak bardzo dosłownie.  Dobra nic się nie stało.
 Kiedy mój kolega oglądał swoją rękę, ja zaczęłam się rozglądać po miejscy w którym wylądowaliśmy. Było to miejsce chłodne i bardzo duże. Ściany miały kolor kremowo-jasno-brązowo. Sama nie wiem jak to określić. Było  cudownie, światło w całym pomieszczeniu pochodziło od świec. Przed nami ciągnął się długi korytarz, a na jego samym końcu były schody, prowadzące na górę. Po naszej prawej stronie były okna, ozdobione kwiatami,  po  a po lewej drzwi do różnych mieszczeń.
- I co podoba się? - odezwał się Lou
- Gdzie jesteśmy?
- W Szkole dla Łowców Świateł i czarodziei czyli inaczej Rats - spojrzał na moją twarz mi oceniać moją minę dodał - Tak się tak szkoła nazywa i tak ją nazywamy. Szkoła to w połowie to też hotel dla przejezdnych czarodziei.
-Fajnie tu jest.
-Wiem, eee... chodź musimy się śpieszyć. Muszę cię zaprowadzisz do Zed'a. - popatrzył na mnie i dodał - no przecież ci mówiłem że to jest nasz nauczycie. Taki główny czy no można powiedzieć ...
-Dyrektor?
-Nie, jest to taki najważniejszy i ma nad  nami kontrolę na zlecenie Brow, on ci wszystko wytłumaczy. Nie pytaj sie mnie.
- Mam tyle pytań
-Wiem, dlatego do niego cię zaprowadzę i o wszystko się zapytasz, wiec chodź ze mną - ruszył w kierunku schodów więc poszłam za nim długim korytarzem.
- Jest tutaj Niall? - spojrzał nam mnie
-Ja Ci nie wystarczam?
-Jejku przecież wiesz o co mi chodzi - zaśmiał się
- Nie wiem, może. Ten ośrodek jest duży.
-Ośrodek?
-Też tak określamy to miejsce.Nie wiem gdzie jest zapytaj się Zed'a.
Później szliśmy w zupełniej ciszy. Kiedy doszliśmy do schodów schodziła właśnie z nich szczupła blondynka o kręconych włosach, widać że była zmęczona. Po oczach. Miała dziwne tatuaże za skórze, których nigdy w życiu nie widziałam.
-Cześć Elise - pierwszy odezwał się brunet idący koło mnie ale nagle się zatrzymał widząc dziewczynę
-Cześć Lou - odpowiedziała. Miałam wrażenie, że bardzo musi się natrudzić przy wypowiedzeniu jakiegoś słowa.
-I jak poszło z Izzadymi? - zapytał, cały czas patrząc na blondynkę. Ona podniosła tylko głowe i spojrzała na niego, swoimi pięknymi niebieskimi oczami.
-Daj spokój - odezwała się - Za dużo ich było, nawet Horan sobie nie dał rady - na to nazwisko stałam się bardziej czujna na rozmowę, a niebieskooka to natychmiast wyczuła - przyprowadziłeś kolejną śmiertelniczkę, zakochaną w Horanku? Nie martw się - zwróciła się do mnie - wyszedł i nie wiem kiedy wróci. - z powrotem odwróciła się do chłopaka - Złapałam dwa i dodałam je Zedowi.. Najlepsze jest to, że jeden jest fioletowy.
- Eliese daj jej spokój. To fajnie my właśnie do niego idziemy - dziewczyna spojrzała na mnie z niechęcią i poszła sobie. A my dalej ruszyliśmy.
- Izzady?
- Super stworki, podobne do chochlików, tylko też większe i szybko latają. Bardzo trudno je złapać. A fioletowe to już rzadkość
-Chyba się obraziła, że za fioletowego Izzadyra nie wziąłeś jej na ręcę i super pogratulowałeś.
- Ona taka jest, zawsze taka była od kiedy pamiętam. O jesteśmy - doszliśmy do dużych drewnianych drzwi
- Czy wszystko tutaj musi być brązowe?- zapytałam a Lou zareagował na mój komentarz śmiechem
- Za pukaj i wejdź - powiedział - zrobiłam to co mi kazał. Zapukałam i pociągnęłam klamkę w dół, z zamiarem otworzenia drzwi.  Kiedy już je otworzyłam zaparło mi dech w piersi. Za drzwiami był bardzo duży pokój. Okno na samym końcu pokoju miało chyba z (na oko) 10 m. Sięgało aż do sufitu. Wszędzie były książki. Miałam wrażenie że jestem w jakiejś dużej bibliotece. Oprócz książek stało bardzo dużo posągów: ludzi, psów, kotów czy nawet zwierząt których nigdy nie widziałam. Dużo obrazów na ścianach, które miałam wrażenie że cały czas się na mnie patrzą. Nie było żadnego holu (tak sobie wyobrażałam gabinet, no ok, mogą być tu książki, ale żeby nie stało tutaj żadne biurko?)
- No to cię tutaj zostawiam - odezwał się mój kolega
- Co? Nie - odwróciłam się do niego - Co ja mam tutaj robić?
- hym, nie mogę tutaj z tobą zostać - uśmiechną się - bo muszę coś sprawdzić na górze , ale obiecuję że się jeszcze zobaczymy. Nie martw się. Co ty rozmawiać nie potrafisz?
- No dobra to idę
- Nie martw się - i zamknął drzwi. Zostałam sama w pokoju oświetlonym dużą ilością świec. -ok -pomyślałam - wszystko będzie dobrze, co się martwisz Viktoria!
Zeszłam na dół po schodkach, aż zeszłam w półki z książkami - bo inaczej tego nazwać nie mogłam - widziałam długie korytarze półek z książkami więc poszłam prosto i skręcałam w byle jakim kierunku jakim  mi się chciało - gdzie on mnie wysłał. Jeśli sądzi że coś będę czytała to się grubo myli - myślałam. Szłam, szłam, szłam aż wreszcie natrafiłam na półkę z napisem 'Książki o magii, której jeszcze nie poznałeś'. Wzięłam jedną do ręki. Bardzo uważnie obejrzałam okładę. Autor: Mortin Bertion - czemu to nazwisko coś mi mówi? - otworzyłam ją. Pierwszy rozdział brzmiał 'Magia oczyszczania rozumu' zaczęłam czytać.
'Nikt nie wie co się stanie kiedy komuś powiemy np. o nowym eliksirze, który zrobiliśmy i nie jest on zapisany w żadnym podręczniku działu z eliksirami. Czy ktoś go użyje dla siebie. Będzie od nas sprytniejszy i sam da go komuś do sprawdzenia i sam odbierze nagrodę, a to wszystko przez nas, i męczy nas sumienie, że to nasz eliksir . Dlatego na takie rzeczy mam rozwiązanie. 
Gdy czarodzieje z Urani myśleli nad takim zaklęciem już od wieków. Lecz dopiero pół wieku temu to zaklęcie zaczęto zapisywać w podręcznikach od magii....'
-Widzę, że zaciekawiła cię magia Łowco Świateł - odezwał się basowy głos za moich pleców. Ze strachu aż podskoczyłam. I odwróciłam się - Oj nie martw się panienko, chodź ze mną porozmawiamy - odłożyłam książkę, i poszłam za nieznajomym. Był to mężczyzna, z lekką siwizną z głowie, lekkimi zmarszczki i dużą ilością blizn, na dłoniach, policzkach i prawym oku.  Ubrany był w ciemno fioletowy płaszcz z długimi rękawami. Jego głos był bardzo basowy. - Nie sądziłem, że zaciekawi cię magia napisana przez Bertiona - powiedział prowadząc mnie przez regały z książkami - on pisze tak ... hmn... jakby to określić. Nie po ludzku, nie do końca zrozumiale. Ale za to jego magia jest bardzo silna, mocna. - doszliśmy do małego holu (jak ja to nazwałam) z biurkiem. Na nim tona papierów i książek. Stała tam również lampa i dwie klatki z czymś co przypominało...
- To są Izzady? - odezwałam się patrząc na stworzonka w klatce. Starszy człowiek popatrzył na mnie jakby z zaskoczeniem.
-Tak, skąd wiesz?- zapytał
- Louis mi opowiadał, o nich ale nie sądziłam, że tak wyglądają. Są cudowne - Dwa stwory miały około 20 cm, miały małe szpiczaste uszka i wielkie żółte oczy, a ich skrzydełka przymocowane do pleców przypominały muchy, tylko też 10 razy większe i szersze.
- Nie powiedziałbym, że są takie cudne i milusie - spojrzałam na niego - potrafią narobić sporego zamieszania i trudno je złapać - uśmiechnął się a przynajmniej odebrałam wrażenie, że spróbował - Młoda panno pozwól, że ci się przedstawie. Nazywam się Zed Youi i jestem nauczycielem w tym ośrodku, dla Łowców Świateł i czarodziei. A ty pewnie jesteś ...
- Viktora Flar - wyprzedziłam nauczyciela
- Louis cię tutaj przyprowadził bo go o to poprosiłem, bo musisz nam pomóc zapełnić szeregi.
- Znowu jakieś złe moce?
- A czy w każdej książce, filmie czy baśni są ze moce?
-Tak
- No właśnie a u nas nie do końca, dokąd oczywiście żyjemy, zła jest coraz mniej. Powiem ci, że z bajek, wszystkie te dziwne stwory istnieją. Każda zmora, potwór. I dlatego ciebie przysłałem abyś na pomogła to wszystko pokonać.
- To sen?- odezwałam się z niedowierzaniem
- Nie. Na dowód tego moge cię nawet uszczypnąć, ale myślę, że to zachowanie nie będzie na miejscu. Widzisz - zamyślił się - Potrzebujemy pomocy twoich zdolności. O których ty w ogólne nie masz pojęcia. Twoja matka je po prostu ukrywała. Nie chciała abyś poznała nas. Uważa, że to co robimy jest bezużyteczne, niebezpieczne. Myli się jedynie w jednej kwestii... bezużyteczności. Gdyby nie my to świat ludzi pogrążył by się z nieładzie i zniszczeniu. A tego wszyscy byśmy nie chcieli. - zaczął maszerować w tę i  z powrotem - smoki, wampiry, demony, niebezpieczni czarodzieje, wielkoludy, trole. Wszystko by chodziło po ulicach i robiło tylko zamieszanie i mordowało ludzi. My jesteśmy od tego aby do tego nie doszło, więc do póki żyjemy wszystko powinno być w normie. Niebezpieczne to w sumie jest, ale jeszcze żaden Jeździec Grobowców nie umarł. No dobra tyko 2 najsławniejszych , ale po śmiertelnie. - dodał gdy spojrzał na mnie - Nie martw się.
- A dlaczego nazywacie się Jeźdźcami Grobowców? - zapytałam
- Cóż, lubimy po np. zabiciu smoka przeszukać jakiego jaskinię, lub grobowiec. Zależy gdzie jesteśmy i możemy coś znaleźć ciekawego do badań czy eliksirów. Ale powracając do ciebie. Zanim wyruszysz aby zabić swojego pierwszego smoka, musisz przejść szkolenie.
- Dobrze, a ja mam jeszcze jedno pytanie
- Tak?
- Wie pan gdzie jest mój kolega Ni... - moje pytanie przerwał głośny wybuch z góry

______________________________

Kochani nawet nie wiecie ile znaczy dla mnie wasze komentarze! Kocham was ;***
Mam ochotę na pisanie jeszcze, jeszcze więcej to wszystko przez was.
Przepraszam na błędy ;p

 Dzięki za to, że w ogóle chciało ci się to czytać, za poświęcony czas. Jeśli sie podobał rozdział wiecie co robić. KOMENTUJCIE! :D

środa, 15 stycznia 2014

Rozdział 11

Kochani jeśli czytacie mojego bloga to komentujcie, każdy komentarz daje większego kopa w DOOPE ! ;* 

Na dole pod rozdziałem standardowo kilka słów ode mnie


Tam było przepięknie. Wszędzie malutkie światełka oświetlające żwirowa drogę oraz drewniany daszek w którym było dużo kwiatów, drewniany stół i dokładnie 2 krzesła. Po prawej stronie pod daszkiem było dużo wolnego miejsca, w którym nic nie było. Wszystko było oświetlone malutkimi światełkami, na barierkach stały zapalone świeczki. To wszystko wyglądało bardzo, bardzo pięknie i.... romantycznie. Przyznam trochę mnie to zdziwiło.
-I jak .. może być? - pierwszy odezwał się Louis
-Wow - tylko tyle zdążyłam z siebie wydusić. Chłopak popatrzył się na mnie.
-Miało to być na pożegnanie. Wiesz nasza kolejna trasa koncertowa. Wyjeżdzamy na troche długo, ale muszę ci to wreszcie powiedzieć i pokazać.  Nie wybaczę jeśli ci tego nie powiem bo musisz wiedzieć. To tak... jakby - tutaj zrobił coś w rodzaju 'hehe' - na urodziny - odwrócił głowę w stronę przedniej szyby.
-Louis!-chłopak nie zrobił żadnego ruchu- Uwierz mi, że lepiej bym się czuła gdym ci nie powiedziała nic o moim jutrzejszych urodzinach! Nie nawidzę zwracać na siebie uwagi - chłopak popatrzył na mnie - nie rozumiesz, że nie chce tych urodzin?! Każda normalna nastolatka czekała by z utęsknieniem na osiemnastkę! Każda tylko nie ja! Rozumiesz? Nie chce niczego, żadnych urodzin. Nic. - nic nie powiedział, odwrócił się w stronę drzwi, otworzył je i powiedział coś pod nosem. Nie zrozumiałam co to takiego było. Zamknął drzwi. Skoro on wyszedł to i ja więc otworzyłam drzwi. Louis szybko obieg samochód.
-No i zepsułaś mi tą przyjemność otworzenia tobie drzwi samochodu
- No dobrze, dobrze. Miej tą przyjemność - puściłam się niego oko i zamknęłam drzwi.Tomlinson uśmiechną się i otworzył drzwi mówiąc
- Witam panią
-Nono jaki z Ciebie gentelmen - zajrzałam w jego oczy i od razu tego pożałowałam. Miał takie piękne oczy, ale jednak ...... nie potrafię tego opisać
-Chodź muszę ci coś pokazać jak i również powiedzieć. Tylko jest jeden warunek - wziął mnie za rękę i powoli prowadził pod drewniany daszek - nie możesz nikomu powiedzieć o tym co ci powiem, jasne?
-Jasne, tak... - zawahałam się na chwile, aż Lou się spojrzał w moją stronę - oczywiście, możesz na mnie polegać! -prawie krzyknęłam - na słowo harcerza - skrzyżowałam palce
Zatrzymaliśmy się tuż przy stopniu.... jeszcze krok a bylibyśmy już pod daszkiem
-Słuchaj zanim tak wejdziemy - zaczął - nie przestraszasz się, bardzo cię lubię... no... każdy z nas cię bardzo lubi, no ale jest coś czego o nas nie wiesz.... coś czego nie wie nikt. Oprócz Nialla, mnie mojej rodziny oraz ...... twojej mamy - tutaj urwała. Jedyna myśl jaka chodziła mi po głowie to co on pierdzieli. - no tak... - zrobił głośny wydech
- Co? Ale Louis o czym ty mówisz?
- Próbuje zacząć to, że chce ci powiedzieć, no że.... . To jest trudne, nigdy wcześniej tego nikomu nie mówiłem ani nie tłumaczyłem.
- Co?
- No, że nie jesteś tą osobą za którą się uważasz. Nie jesteś normalnym człowiekiem. Tak jak ja, Niall, moja rodzina, twoja mama..... mam wrażenie że się powtarzam.
- Louis ogarnij się błagam! Mów do mnie po ludzku
- Ale ja jestem w 100% ogarnięty, tylko nie wiem jak ci to wytłumaczyć. Bo widzisz pewnie zastanawia cię co się dzieje z Niall'em że nie odpisuje, nie dzwoni ani nie oddzwoni
-Chwila -przerwałam mu - skąd ty to wiesz?
- Nie przerywaj mi, proszę. Później będzie twój monet na zadawanie pytań. Wiem to bo sama mi o tym mówiłaś - 'ahaa pewnie zapomniałam, przepraszam wielce pana' pomyślałam - No bo widzisz -'no wiedze' - my jesteśmy kimś innym niż zwykłymi ludźmi, których nazywamy przyziemnymi. A ty jesteś Łowcą Świateł, inaczej jesteśmy również znani jako Jeźdźcy Grobowców. - zastanawiałam się jak wyglądała moja mina kiedy mi to mówił  - Żyjemy w świecie Elbuelu. Są tam również tacy jak my. Polujemy głównie na smoki. wampiry, wilkołaki noo to drugie może mniej ale jednak, i demony. Ostatnio demony wykradły nam złotą mendale, znaczy tak sądzimy że to one ale jeszcze nie jest to do końca pewne.
-Złotą mendale? Wilkołaki? Wampiry?
-I ty masz nam a tym móc - zadawał się nie słyszeć mojego komentarza -Zabiorę cię tam gdzie jest nasz świat, dowiesz się wszystkiego o nas, o tobie o twojej mamie.
-No dobrze... ale moja mama też jest tym eee.. czymś  tam od grobowców?
-Jeźdźca Grobowców- poprawił mnie i skiną głową w geście mówiącym 'tak'
-I.... i... ona poluje na smoki... a tak na marginesie to czemu Jeźdźcy Grobowców? I chwila to jakiś prymaprylis? Przecież wiem, że żadne wampiry, smoki, czarodzieje nie istnieją! Nie róbcie ze mnie głupiej.
-Nie, to co ci mówię to prawa. Wiem to jest trochę pokręcone ale jak zobaczysz to uwierzysz i nic nie mówiłem na temat czarodziei, ale też są - odwróciłam się i zaczęłam iść w kierunku samochodu, ale  Tomlinson złapał mnie za łokieć - proszę uwierz mi. Zed ci wszystko wytłumaczy. Tylko daj....
- I gdzie niby mnie zabierzesz? - przerwałam mu i wyrwałam łokieć -I kto to ten cały Zed który chce mnie poznać, nie chce poznawać żadnych nowych chłopców!
-To nasz nauczyciel - zamurowało mnie - oj zobaczysz. Dużo ich jest ale to jest taki bardziej główny, który ci wszystko opowie. - spojrzałam mu w oczy, szczerze? Nie wyglądał jakby kłamał - prosze, a poza tym tam jest na 90% Niall - moje serce na to imię zaczęło mocniej bić - więc chodź
- I ty myślisz, że tylko dla Niall'a tam pójdę?
-Nie, sądzę że pójdziesz tam dla swojego dobra.
-Mojego?
Tommo nic nie odpowiedział, tylko kiwną głową - Więc jak? - Po chwili wahania zdecydowałam się jednak zobaczyć tą całą krainę czy świat, miasto (cokolwiek to było) to co Lou mi opowiadał.




_________________________     
Tak i oczywiście oficjalnie, standardowo kilka słówek ode mnie.
Po kolei.
Przepraszam, że tak długo nie było nowych rozdziałów, ale zgubiłam hasło tutaj do bloga (na szczęście go znalazłam) a jeszcze duuuużo nauki, sprawdzianów, kartkówek itd.
Ale obiecuję poprawę <3 :**
I przepraszam za błędy ;pi niedługo następny (tym razem naprawdę, niedługo)
Pamiętajcie KOCHAM WAS !!!

Dzięki za to, że w ogóle chciało ci się to czytać, za poświęcony czas. Jeśli sie podobał rozdział wiecie co robić. KOMENTUJCIE! :D

piątek, 4 października 2013

Rozdział 10

Nadszedł wrzesień. Każdy uczeń wie, że to oznacza od początku naukę, użeranie się z nauczycielami, dużo nauki ( a szczególnie w liceum to już w ogóle przesada ), dużo pracy domowej, robione samodzielnie notatki z lekcji itd. Modliłam się aby ten przyszedł jak najpóźniej. Chciałam jeszcze więcej wolnego czasu aby móc się spotykać ze znajomymi, a chyba wszyscy mamy na myśli tą jedną osobę - Louisa. Ostatnio bardzo się z nim zżyłam. Prawie codziennie się spotykaliśmy, cały czas buzia nam się nie zamykała, cały czas mieliśmy tematy, na które mogliśmy porozmawiać. Zapraszał mnie do kina, do parku, wesołego miasteczka i nawet dałam się mu zaciągnąć do teatru. A znana jestem z tego, że omijam to miejsce szerokim łukiem. Nie przepadam za teatrami. Chociaż brytyjscy aktorzy są bardzo dobrzy. A o tym sie przekonałam dopiero jakieś 5 dni temu.
Obudził mnie budzik o 7:30 rano. Moje rozpoczęcie roku zaczyna się o godzinie 9:00. Nie byłam przyzwyczajona do takiego rannego wstawania. A na samą myśl, że już od jutra będę musiała wstawać o 6:00 robiło mi się niedobrze. Ledwo wstałam z łóżka. Wstać... tak to zdecydowanie za dużo powiedziane. Zeszłam na dół, wszyscy spali. Amy miała rozpoczęscie o 12:00 więc mogła sobie spać. Zrobiłam sobie śniadanie. Proste kanapki z szynką i serem. Zjadłam wszystko w 15 min. Poszłam do łazienki umyć się, umalować i ubrać w strój galowy. Nie nienawidzę chodzić w galowym obraniu, spódnicach a co mam powiedzieć o sukience. Rzadko kiedy zakładam sukienki, tak naprawdę kiedy już muszę.
Wreszcie kiedy już byłam cała wyszykowana, była godzina 8:20. Czyli czas się zbierać. Czas zobaczyć moją klasę. Może i to jest ten jeden plus pójścia do szkoły. Moi znajomi. Do szkoły mam jakieś 20 min. autobusem. Niestety nie mam prawa jazdy, a chciałabym. Nie chce być już uzależniona od transportu miejskiego.

Rozpoczęcie miało odbyć się w sali gimnastycznej. Mało co się nie spóźniłam. Kiedy już weszłam do szkoły, wszyscy się na mnie patrzyli. Jak mnie zobaczyli momentalnie przerywali rozmowy z koleżanką/kolegą i patrzyli tylko na mnie. Co do jasnej ciasnej. Mam coś na twarzy? Z tą myślą pobiegłam szybko do łazienki, aby móc zobaczyć swoje odbicie w lustrze. Nie, wszystko było w porządku. To więc dlaczego jestem takim obiektem zainteresowań? Kiedy otworzyłam drzwi chcąc wyjść z łazienki natknęłam się na moje koleżanki z klasy, za którymi się stęskniłam. A mianowicie była to Katy - niska zielonooka blondynka z burzą loków na głowie, lubiła chodzić w dresach. Tak, to właśnie dresów ma najwięcej w szafie. Jakim była uczniem? Opowiem wprost: normalnym, takim jakim jestem ja. Zawsze miała prace domową, przygotowana do lekcji nie zawsze, ale za to bardzo dobrze rozumiała matematykę, zawsze mi coś tłumaczyła a ja ją rozumiałam. Za nią stała Emily zupełnie różniąca się od Katy. Można by powiedzieć taki klasowy fajny kujonek. Była spoko, ale również potrafiła strasznie poskarżyć się nauczycielom, gdy np. chciało się wagarować. Ale ja jestem grzecznym dzieckiem i jeszcze nigdy nie wagarowałam. Na prawdę. Nigdy nie miałam żadnej uwagi.... Ja na prawdę jestem wzorowym uczniem.
- Cześć Viktoria - powiedziała Katy, a na jej ustach tworzył się wielki banan.
- Hej - odpowiedział różnież bardzo radośnie.
- Cześć - powiedziała Emily, jej również odpowiedziałam - A ty cały czas do szkoły chodzisz? Chcesz mieć zawód? Za mało masz pieniędzy?
-Zamknij się Emily - warknęła Katy
-Ale o co chodzi?- zapytałam
- Ale o co chodzi? - powtórzyła mnie Emily - chodzisz z Niallem i Louisem z One Direction. Nie za dużo jak na jeden raz?
- Z nikim nie chodzę, a w ogóle to skąd wie....- nie dokończyłam ponieważ olśniło mnie co miała na myśli Emily a mianowicie gazety i strony plotkarskie - aaa...
- Aaaa - to zaczyna być denerwujące
-Idź skąd - rozkazała jej Katy, Emily posłusznie poszła - Wszystko ok?
-Ale ja... ja z nimi nie chodze, ja nie mam chłopaka, to przyjaciele
-Daj spokój ja ci wierze, nie znam cię przecież od wczoraj
------------------------
W domu zjadłam obiadokolacje przygotowaną przez moją kochaną mamę. A dokładnie mizerię, ziemniaki oraz pierś kurczaka. Amy opowiadała jak tam bylo na początku roku. Ja jakoś specjalnie się do tego nie paliłam. Ale mama mnie i tak o to zapytała. Tak jak się chyba każdy domyśla - skłamałam.
- Ciesze się, że wszystko dobrze - uśmiechnęła się mama.
- Viktoria... mam do ciebie pytanie
- Co się stało Amy
- Bo wiesz, zapomniałam ci powiedzieć, że....że koleżanki z mojej klasy pogratulowały i powiedziały, że w ogóle mi zazdrośczą mi że znam chłopców z One Direction, bo ciebie widziano w jednym czy tak z dwoma już nie pamiętam. Czy to prawda? Znasz chłopców z 1D?
- Amy złotko, do twojej siostry tutaj do domu przychodził taki jeden chłopak nawet dwóch o ile pamiętam - spojrzała na Amy - jeden blondyn. A drugi to nie wiem był jakiś taki brunet, nie pamiętam dokładnie - No dzięki mamo
-Wow byli tu u nas w domu? - to zdanie Amy krzyknęła - A ty - zwróciła się do mnie - nic mi nie powiedziałaś?
- No ja...
- Co to za chłopcy, Viktoria - zapytała się mama kładąc nacisk na słowo 'chłopcy'
- Mamo są to chłopcy ze sławnego zespołu One Direction, za którym ja i Amy szalejemy. Są sławni na calutkim świecie. Ale mnie ich sława nie rusza - w tej chwili mój wzrok powędrował na Amy - traktuje ich jako normalnych w świecie kolegów. Uwielbiam z nimi przebywać
- Dobrze.... - powiedziała Amy - to jak wytłumaczysz to, że ja ich w ogóle nie widziałam u nas w domu?
- Nie było Ciebie cały czas w domu. Spotkałaś się ze znajomymi
- Bosze.... trzeba było mi powiedzieć - Amy wstała od stołu, wzięła talerz i wyszła.
Wzięłam z niej przykład i poszłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi i położyłam się na łóżko. W mojej głowie, kłębiło się bardzo dużo myśli. Amy zaczęła wątek o chłopakach. Znowu pojawił się w mojej głowie Louis, Niall... Jezu co mu się dzieje do jasnej cholery. Zero znaków życia. Chociaż Lou zapewniał mnie, że Niall żyje i jest wszystko dobrze. Ale cały czas się o to pytam i cały czas mnie to zastanawia, dlaczego się na mnie obraził. Telefon mam, stary... no ale działa i mam. Jest jak się ze mną skontaktować. Musze poczekać na nowy, bo na razie brak funduszy. Nagle mój telefon zaczął wibrować i wydał z siebie melodyjkę oznajmującą, że dostałam SMS'a. Bezzwłocznie podniosłam się z łózka i podbiegłam do mojego biurka, na których leżał owy telefon. Przeczytałam wiadomość o treści "Hej. Jesteś w domu? Tylko mi tu nie kłam" od kogo, no jasne, że przecież nie od Nialla. Autorem wiadomości był sam Louis Tomlinson. Nie tracąc czasu odpisałam "Tak, jestem a czemu pytasz?". Dosłownie chwile później dostałam odpowiedź "Wyjrzyj przez okno ze swojego pokoju". Oczywiście szybko zrobiłam to co mi kazał. To co tam zobaczyłam, nie powiem troche się tego spodziewałam. Przy czarnym samochodzie stał oparty na masce sam Lou. Patrzył się na moje okno z telefonem w ręku.
Szybko zbiegłam na dół, zakładając przy okazji kurkę i buty. Kiedy wyszłam z domu Louis stał tam gdzie zobaczyłam z okna mojego pokoju. Kiedy się do niego zbliżyłam zauważyłam wielkiego banana na twarzy.
- Cześć złotko - powiedział
- Hej Lou - przytuliliśmy się. Jejku jakie on ma cudowne perfumy - Co cię tutaj sprowadza? Jest po dwudziestej.
- Mam dla ciebie niespodzienke - wziął mnie za rękę i zaprowadził na miejsce pasażera obok kierowcy i otowrzył drzwi
- Tomlinson ty na prawdę myślisz, że ja tak sobie pojadę z tobą nic o tym nie mówiąc nikomu?
- Tak - opowiedział jeszcze szerzej otwierając drzwi  - jutro wyjeżdżamy z chłopakami w trasę do L.A i chciałem spędzić z tobą trochę czasu. - uśmiechnął się - chyba mi tego nie odmówisz?! Wyślij mamie SMS'a i wchodź do auta bo chcę ci coś pokazać.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić, chłopie - skrzyżowałam ręcę na piersi.
- W takim razie sam cię wniosę do samochodu i zawiozę. Co wolisz? - on również skrzyżował ręce na piersi
- Dobrze, pojadę z tobą, tylko muszę iść do domu po pieniądze
- Uwierz, nie będą ci potrzebne - pokazał gestem gentelmena abym weszła do pojazdu. A ja zrobiłam to co mi kazał. Czyli weszłam do samochodu i zapięłam pas. Louis obszedł go szybko dookoła. A ja w tym czasie wyjęłam telefon i zaczęłam pisać sms'a do mamy, że nie będzie mnie w domu. Wszedł do samochodu, zapiął pas, zapalił silnik
- Czy ty zawsze jesteś taką córeczką mamusi? To znaczy, że zawsze musisz ją informować o wszystkim co robisz itd.?
- Zawsze
- Jejku
- Umówiłam się z mamą, że będę tak robić do czasu moich osiemnastych urodzin, czyli do...jutra - ojejku zapomniałam o moich urodzinach! Lou zatrzymał gwałtownie samochód. I szybko popatrzył na mnie
- Kurna! To ty jutro masz urodziny? Osiemnastkę?
-Tak, no ... tak
- I nie powiedziałaś mi tego wcześniej?
- Nie wiedziałam, że to takie istotne.
- Istotne? ISTOTNE? - prawie krzyknął - osiemnaste urodziny są NAJ-WAŻ-NIEJ-SZE  w życiu każdej osoby! Jezu a my jutro wyjeżdżamy
- Nic się nie stało, nie obchodzą mnie zbytnio moje urodziny - uśmiechnęłam się do niego sztucznie.
Reszta czasu podróży  minęła nam na rozmowach na wszystkie tematy. Mama na SMS'a nic mi nie odpisała. Co mnie troche zdziwiło, bo zawsze odpisuje. Po jakiś 30-40 min. dojechaliśmy na miejsce.
To co zobaczyłam, zrobiło na mnie wrażenie i na pewno zapamiętam to na długo.

piątek, 20 września 2013

Rozdział 9

Obudziłam się w zupełnie innym miejscu. W budynku a nie na ulicy, którą pamiętam ostatnio zaistniałej sytuacji. W łóżku i pod kołdrą, z podłączoną kroplówką.  O całej tej sytuacji  aż mi się nie chciało myśleć, ale musiałam. Musiałam przypomnieć sobie co się stało. Jedyne co mnie jeszcze oderwało od myślenia, to nowy opatrunek na mojej nodze, zabandażowany brzuch i plaster na czole. Noga piekła niemiłosiernie. Brzuch bolał. Zauważyłam dwie kule, leżące tuż przy moim łóżku . Rozejrzałam się po pokoju. Oprócz mojego łózka, były jeszcze 3 wolne. Sala była duża i żółta. Po prawej stronie od mojego łóżka znajdowały się dwa duże okna.  Przez które widać było dwa stare budynki i bloki. Okna były lekko otwarte. Nikogo oprócz mnie nie było w pokoju. W myśli modliłam się  aby ktoś przyszedł i mnie zobaczył, i co najważniejsze dał jeść. Tak, tak za dużo przebywam z Niallem. A właśnie … co się stało z Niallem? Dlaczego nie obiera? Dlaczego się fochnął? Oczywiście nie miałam telefonu przy sobie. Były trzy opcje ukradli mi go, rozbił się i trzeba było go wyrzucić lub gdzieś tu jest ale nie wiem gdzie.  Kiedy myślałam, nie zauważyłam, że otwierają się drzwi i wchodzi ktoś w białym fartuszku i jasnoniebieskiej koszuli a za nim jakiś chłopak ubrany w dżinsową kurkę, niebieską koszulkę z nadrukiem ,  czarne rurki  oraz brązowe buty. Kiedy się odwróciłam wiedziałam kto to stoi. –Louis?! – krzyknęłam i usiadłam na łóżku. Tego się tutaj nie spodziewałam – co.. – zatrzymałam się i wzrok utkwiłam w jego oczach – co ty tu robisz? – na reszcie zapytałam
-Cii - mrukną pod nosem i przylożył polec do ust  - później ci powiem
-Dzień dobry panno Flar - powiedział lekarz stając przt moim łóżku, Louis w tym czasie usiadł na krześle w drugim końcu pokoju.
-Dzień dobry panie doktorze  spojżałam na lekarza - może mi pan doktor powiedzieć co mi się dokładnie stało?
-Miała pani pękniętą śledzionę, usunęliśmy ją i zaszyliśmy ranę, oraz wymieniliśmy patrunek na pani nodze. I możemy z radością stwierdzić, że za dwa dni zdejmiemy szwy z nogi. I nic nie zagraża pani życiu i zdrowiu. - mówił to z takim spokojem w głosie, że w pierwszej chwili ogarnęło mnie wielkie zdzwinie, przerażenie co tej lekarz do jasnej ciasnej mówi do mnie. Że co, śledziona? No bez niej mozna żyć, ale.... dlaczego to wszystko spotyka właśnie mnie? Szczerze? Mam wielkiego pecha.
-Aha, dobrze, kiedy będę mogła wrócić do domu?
-Możliwe, że dopiero za dwa dni. Zdejmiemy już pani te szwy, i zbadamy pani rany pooperacyjne. - kończąc to zdanie uśmiechną się do mnie - Ale to tylko dla pani dobra, a i nich pani podziękuje temu młodemu panu za uratowanie pani, to on zadzwonił po ambulans, który zabrał panią do nas. - spojżał na Louisa i z powrotem na mnie - dobrze, to za godzinę będzie rozdawane śniadanie. I...  i zostawie państa razem mam jeszcze innych pacjętów. - wyszedł i zamknął drzwi.
Po jego wyjściu zapadła chwila dłuższej ciszy (tak bym to nazwała).
- Fajnie, że z tobą wszystko ok -  pierwszy odezwał się mój wybawca. Jejku jaki on ma głos, taki piękny zarazem piskliwy ale taki fajny piskliwy i w ogóle jego głos i włosy i uśmiech .... Viktoria przestań i myśl lepiej nad opowiedzią.
- Też się cieszę - ależ żeś palnęła, nie wiedziałam co dalej zrobić więc głupkowato się uśmiechnęłam  -yy ..- zaczęłam po chwili namysłu - co cię sprowadzało na akurat tej ulicy? To byłeś ty ten na motorze?
-Noo.. próbowałem nowy motor i lubie jeździć ulicami na których mało osób się szwęda. Ale nie spaceruje sam i  to jeszcze z chorą nogą ulicami które nie są oświetlone, w prawie środku nocy i w dodatku całkiem sam
-Chciałam dojść szybciej do domu, ale hymmm.. mama wie?
-Sprytnie zmieniasz temat - puścił do mnie oczko - Została poinformowana przez lekarza, i była tutaj tylko musiała iść do pracy i powiedziała żebym został z Tobą a dzisiaj mamy wolne więc nic szczególnego nie robimy
-Na prawde tak powiedziała? Chodzi mi o to, że musisz ze mną zostać. Louis mam 17 no prawie 18 lat
-No ale na ulicy cię dopadli, szczerze gdyby nie ja to było by z tobą fatalnie - powiedział nakładając nacisk na ostatnie słowo
-Nie wypominaj mi proszę chcę o tym zapomnieć - w tej chwili położyłam głowę na poduszkę i spojżałam na biały sufit - i.. dziękuję za uratowanie mnie - spojżałam na mojego towarzysza kontem oka, który patrzył się na mnie i lekko uśmiechał - moge cię przytulić? - chybą tą propozycją mój przyjaciel został zszokowany, widziałam to w jego oczach - no w ramach podziękowań, na razie tylko tyle moge zrobić
-Jasne - Lou przybliżył się do mnie ja usiadłam na łóżku i przytuliliśmy się. Jejku jak on ładnie pachniał ale dobra koniec tych przyjemności nastąpił po jakiś 7 sekundach.
-Możesz mi powiedzieć - zaczęłam - dlaczego Niall się do mnie nie odzywa? Coś mu jest? Żyje w ogóle?
-Nie wiem co mu jest i żyje. Może ma focha, ale na prawde nie mam pojęcia na jakiej podstawie mógł się obrazić - ruszył raminami - na ciebie nie można się obrazić
-Ehę, no dzięki - uśmiechnęłam się
-A i masz - wyciągną coś z kieszeni  - tutaj swój telefon, ale niestety w stanie noo.. jak sama widzisz - telefon był w stanie krytycznym, rozwalony w dwóch częściach, pęknięty ekran. Moje telefony ostatnio jakoś specjalnie długo nie żyją.
--------------------------------
I nareszcie już po dwóch dniach spędzonych w szpitalu. Zdjeli mi już opatrunek z nogi, moge już normalnie chodzić. Nareszcie! Z burzuchem większych problemów nie było, lekarze stwierdzili, że na mnie goi się jak na psie. No nie zaprzecze.
Każdy dzień, każdą minutę, godzinę spędzał ze mną Louis. Z trzy, cztery razy przyszli rodzice. Nialla nie było, nie przychodził. Myślę, ze wiedział, bo Louis to jego najlepszy przyjaciel. Na pewno mu powiedział. Postanowiłam, że też nie będę dzwonić (pomijając fakt, że nie mam telefonu). Powiedziałam mamie, że jakby mu się coś przypomniało i zechciał przyjść do mnie do domu, co oczywiście jest mało prawdo podobne, ale nie wykluczam takiej możliwości, to aby go nie wpuszczała i powiedziała, że mnie nie ma. Nie mam najmniejszej ochoty się z nim widzieć, tylko się martwię czy z nim wszystko ok. Lou zaręczał, że wszystko z nim dobrze, ale cały czas żyję w takiej nie pewności.
Do domu przywiuzł mnie mój kochany tata. W dzwiach powitały mnie tam mama, Amy i co mnie zdziwiło Louis. Spędziłam z nim cały dzień, jedząc ciasto i popijając colą, oglądając filmy. Z nim mi się tak przyjemnie i na luzie rozmawiało. A co do rozmów to w ogóle nie rozmawialiśmy na temat kariery itd. Po co? Abym stała się w jego oczach napaloną fanką? Nie, chcę abyśmy byli przyjaciółmi a jak się to nie uda i przyjamniej dobrymi kolegami. Uwielbiam z nim rozmawiać.
Tommo poszedł od nas około godziny dwudziestej trzeciej, kiedy poczułam zmęczenie a on to wykrył i powiedział, że muszę iść spać. Po jego pójściu mama zaczęła nam (mi i Amy) robić wykład na temat szkoły. Przybory, książki itd. Zaproponowałam aby wszystko co potrzebne zamówili przez internet, Ci przyjęli moją propozycję za dobrą i obiecali, że się nad tym jeszcze poważnie zastanowią. Po tym wszystkim udałam się do łazienki, umyłam się i poszłam spać.
----------------------------------------
Następny dzień - poniedziałek, czyli oznaczało to, że jeszcze pozostał mi tydzień laby w domu i bezstresowych spotkań z przyjaciółmi. Stres oczywiście związany ze szkołą, lekcjami i nauczycielami. Jejku jak ja ich nie lubię. Ale co tam nie bądźmy jak ta to mówie chop do przodu skupmy się na teraźniejszości i wykorzystajmy ten wspaniały wolny czas, który oczywiście jak wiemy minie bardzo szybko.
Tego dnia nic specjalnego się nie wydarzyło. Oprócz tego, że na facebooku napisał do mnie Louis z propozycją pójścia do kina.
_________________________________________________________
Przepraszam, że tydzień temu nie był rozdziału. A było to spowodowane brakiem niestety czasu. Oraz przepraszam, za jakiekolwiek błędy i za powyżej 700 wyświetleń bloga. Jesteście kochani. I mam prośbę jakbyście mogli skomentować. Jest to też jeszcze większa motywacja do dalszego pisania ;p

piątek, 6 września 2013

Rozdział 8

Gra na gitarze pomaga przemyśleć niektóre sprawy, o których warto by było pomyśleć oraz pomaga opanować nerwy. Napisałam do Nialla 7 sms'ów, dzwoniłam do niego 3 razy i nic. Żadnej odpowiedzi. Jest godzina osiemnasta od godziny ósmej rano próbowałam się z nim skontaktować.  I nic, zupełne nic… cholerne nic! Obraził się na mnie? Czy co? Jeśli tak to co ja mu takiego zrobiłam? Starałam w myślach odtworzyć całe spotkanie z członkami One Direction. Każdy mój ruch, każde moje słowo. A może już mnie nie lubi? A może źle wypadłam. Jejku boje się, denerwuje.  Przez całą noc nie mogłam spać, ponieważ myślałam tylko o całym zajściu w domu chłopaków i zachowaniu Nialla.
Dobra w końcu nie można siedzieć cały dzień w domu przed monitorem i z telefonem w razie czego w ręku.  Ubrałam się, włosy spięłam w koński ogon i lekko pomalowałam. Wzięłam kase z portfela i zeszłam na dół. W kuchni buszowała mama, Amy z tatą oglądała brytyjską telewizje.
-Mamo wychodzę do centrum handlowego – powiedziałam wchodząc do kuchni
-Teraz? Ależ kochanie, nie pomożesz mi posprzątać? – oderwała się od zmywania i spojrzałam na mnie znad swoich okularów. Boże jak nie nie lubie jak ona tak robi. Mi się wydaje, że ona to wie bo zazwyczaj się zgadzam i jej pomagam, ale nie dzisiaj. Chciałam się oderwać od moich dzisiejszych myśli.
 
-Tak mamo teraz – powiedziałam nakładając nacisk na teraz – są…. – myśl Viktoria co powiedzieć – są teraz nowe ciuchy i chciałabym je zobaczyć. Mam pieniądze i mogę sobie coś kupić.
-No dobrze niech ci będzie – znowu wzięła się za zmywanie – A głodna nie jesteś?
-Będę na mieście, jak zgłodnieje zawsze mogę sobie coś kupić. Pa – pocałowałam ją w policzek i wyszłam z kuchni udając się do przedpokoju aby założyć buty i wyjść z domu.  Po wyjściu z domu moją uwagę przykuli ludzie roznoszący ulotki, oczywiście musiałam iść w tamtą stronę jeśli chciałam szybko dojść do centrum, a jeszcze o kulach jest trochę trudno dojść dość szybko.  Wzięłam od nich papierek i zobaczyłam nowe książki i przybory szkolne. No tak w końcu za półtora tygodnia szkoła … Amy gimnazjum a ja już druga liceum. Nie teraz nie chce o tym myśleć, o nie. Trzeba się cieszyć tym co jest teraz, ale przydały by mi się nowe przybory bo stare się już zużyły.  Będę w sklepie to przy okazji zobaczę. W czasie drogi nic się nie stało. I o niczym konkretnym nie myślałam. W czasie tych długich czterdziestu pięciu minut nie myślałam ani trochę o Niall'u, Louis'ie itd.
W centrum handlowym było bardzo dużo ludzi. Na pierwszy ogień wybrałam sklep z butami, chociaż i tak za bardzo przymierzać nie mogłam bo moja biedna noga.  Weszłam przynajmniej pooglądać nowe pary. Nic takiego nie przykuło mojej uwagi.

Następny w kolejce był sklep zoologiczny. Wiem, wiem nie mam własnych zwierząt, ale lubie popatrzeć sobie na zwierzaczki w klatkach. Z wszystkich zwierząt najbardziej spodobały mi się dwa króliki. Jeden taki kremowy z czarnym paskiem na boku a drugi cały biały tylko z czarną obwódką wokół oczu. Oba baranki. Nie mogłam od obydwu oderwać wzroku.  Kiedy patrzyłam na oba króliczki, poczułam czyjąć rękę na moim ramieniu. W głowie przeszła mnie myśl a raczej prośba ‘błagam aby to nie był Niall ani jeden z tych nowo poznanych kolegów’. Odwróciłam się a moim oczom ukazała się twarz, której w ogóle nie znałam i nigdy prze nigdy nie widziałam.
-Hej! – przywitał się chłopak z wyraźnym uśmiechem na ustach
-Hej – odpowiedziałam mniej radośnie
-Jestem Paweł a ty? I tak wiem to nie jest brytyjskie imie – puścił do mnie oko.
-Jejku jesteś Polakiem – wreszcie się uśmiechnęłam – oj a ja jestem Viktoria
-Tak jestem Polakiem a co taka zdziwiona? Viktoria ładne imie
- No bo ja też jestem polką – to zdania już wypowiedziałam po polsku
-Masz bardzo dobry angielski akcent – zobaczyłam jego uzębienie
-Dzięki, już to nie raz słyszałam – jeszcze raz spojrzałam na króliki i przypomniała mi się wczorajsza wizyta u chłopaków.  Z zamyślenia wyrwał mnie Paweł
- Lubisz króliki?
-Podobają mi się te zwierzątka, chociaż nie mam, dużo o nich wiem.
-Aha bo ja też lubie. Co zamierzasz robić?
-Nie wiem – spojrzałam na chłopaka o rudych włosach i dużej ilości piegów na policzkach. Twarz miał bardziej okrągłą. Oczy zielone. Był chudy. Ubrany był w białą koszulę, i czarne obcisłe rurki. – Miałam zamiar porozglądać się po sklepach troszeczkę i może coś zjeść.
-Aha, ja dopiero co się tutaj przeprowadziłem i nie za bardzo wiem gdzie, co mogę znaleźć itd. Mogłabyś mnie zaprowadzić co sklepu z płytami CD? Moja siostra ma urodziny i chce ode mnie płytę One Direction – na serio? Musiał wymówić, akurat tą nazwę zespołu? Tak naprawdę chcę o nich choć na moment zapomnieć, ale i tak ich uwielbiam i kocham jak directionerka. – A ty, lubisz ich? – będziemy pogłębiać rozmowę? Chcesz ze mną wywiad przeprowadzić?  
-Tak lubię, dobra chodźmy już. – chcę jak najszybciej przerwać tą rozmowę i rozstać się z chłopakiem w sklepie aby mógł spokojnie kupić płytę dla swojej siostry a ja pójdę sobie gdzie indziej byle dalej od niego. Po 10 min. Bardzo wolnego chodu doszliśmy do sklepu z płytami CD, DVD itd. Całą drogę rozmawialiśmy po polsku i to wytłumaczyło dziwne spojrzenia ludzi kierowane w naszym kierunku. Pytał mnie totalnie chyba o wszystko, o noge, o to jakiej muzyki słucham, rozmawialiśmy o Londynie, zwierzętach i to wszystko w 10 min.

Świeżo poznany kolega oczywiście poprosił mnie o numer telefonu i powiedział, że znajdzie mnie na facebooku. Taak tego mi jeszcze brakowało aby mnie jeszcze na facebooku jakiś chłopak zadręczał pytaniami, a głupio mi było odmówić. Kiedy się już nim pożegnałam razem z moimi kulami powędrowałyśmy dalej. Nic takiego w sklepach nie było.  Ale spędziłam tam dużo czasu na oglądaniu. O godzinie dwudziestej pierwszej trzydzieści zadzwoniła zatroskana jak to zwykle moja mama.
-Viktoria, chodź do domu. Co tak długo jesteś w sklepie. Martwię się
-Dobrze mamo, już lecę będę za czterdzieści minut będę w domu
-Dobrze, tylko idź oświetloną drogą, bo jest już ciemno.
-OK, nie martw się, pa – i nacisnęłam czerwoną słuchawkę. To chyba trzeba się zbierać, po 5 min. wyszłam z centrum i kierowałam się do domu. Było już dość ciemno. Na początku szłam oświetloną ulicą, ale zboczyłam z kursu i skręciłam w trochę ciemniejszą, chciałam dość szybciej do domu a ta droga bardzo mi to umożliwiała. Na początku wszystko było dobrze i na nic niedobrego się nie szykowało. W połowie drogi zaczęłam mieć dziwne przeczucia i ogarną mnie strach. Wiedziałam, że coś będzie nie tak. Z za rogu wyszło 3 chłopaków mniej więcej w wieku od 19-21 lat. Na początku szli po z drugiej stronie ulicy przede mną  mną. Kiedy jeden z nich się odwrócił zobaczył mnie. Serce mi stanęło, w miejscu z przerażenia.   Ale nie zatrzymałam się, co ja sobie chciałam udowodnić?! To, że jestem odważna? Oj to nie ja.

Chłopak który mnie zobaczył miał na głowie kaptur i miał zieloną bluzę, obu za nim byli z czarnych bluzach i  też w kapturach na głowach. Ten zielonym coś do nich powiedział i jakby na trzy cztery odwrócili się w moim kierunku. Nadal szłam udając, że ich nie widziałam. Cała trójka przeszła na mój chodnik i zaczęli iść w moją stronę. Nie ukrywam, zrobiło mi się gorąco. W końcu się spotkaliśmy
-Hej maleńka – powiedział ten w zielonym – całkiem nie brzydka jesteś
-H… hej – odpowiedziałam niepewnie, ale chłopak nie pozwolił mi dalej iść
-A tobie co tak prędko ? Nie chcesz z nami jeszcze zostać? – przysuną się do mnie i zaśmiał się pod nosem. Jego koledzy stanęli po mojej prawej i lewej stronie, nie miałam nawet gdzie uciekać bo i tak by mnie dogonili. Nagle poczułam, że upadam na chodnik. Nie miałam przy sobie kul. Chłopcy w czarnym wyrwali mi je, niestety sama bez nich  za długo stać nie mogłam.  Jedną kulą dostałam w brzuch zwinęłam się w kulkę powstrzymując się od płaczu. Jedynie co odezwał się chłopak, z którym rozmawiałam
- Teraz! Szybko, brać pieniądze. Szybko – czułam, że szukają pieniędzy najpierw w moich spodniach, ale nic nie znaleźli. Po minucie znaleźli to czego szukali. Znajdowały się w kieszeni mojej bluzy. Usłyszałam z daleka odgłosy zbliżającego się motoru. Jeden chłopak kopną mnie z całej siły jeszcze raz w brzuch, jęknęłam z bólu. Koło mnie po parunastu sekundach zatrzymał się motor, ktoś z niego z szedł, nic dalej nie pamiętam bo straciłam przytomność bo uderzeniu własna kulą w głowę

czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział 7

Podał mi rękę i uśmiechną się. 
-Cześć- powiedział Zayn raz to zerkając specjalnie na Louisa. A ten robił do niego w odpowiedzi dziwne miny.  Jakie było moje moje myśli w tej chwili? Hymm…  Jaki ten Louis jest słodki, po drugie co tutaj się dzieje?! Przed chwilą poznałam swoich własnych idoli, o których poznaniu zawsze marzyłam. Ale wiedziałam, że to w dużym stopniu mało realne.  A teraz, jejku. Stoje tu.. stoje w domu pięciu cudnych chłopców. Starałam się mój taki odruch super, ekstra fanki wyłączyć kiedy tutaj z nimi jestem. Aby sobie o mnie źle nie pomyśleli. Wodziłam wzrokiem od jednego do drugo. Każdemu z nich przyglądałam się bardzo uważnie, i doszłam do wniosku, że są o wiele przystojniejsi niż na zdjęciach.  Harry zaraz po przywitaniu się ze mną rozsiadł się w kanapie. Na głowie, tak jak na zdjęciach i w video wywiadach miał straszną burzę loków. No nie powiem…. loczki dodają mu uroku. A jak się na mnie popatrzył, uśmiechał się. A ja jego policzkach pojawiały się dołeczki. Z jednej strony szkoda, że ja ich nie posiadam. Zayn hahaha aż sama się uśmiechałam jeśli o nim pomyśle. Jego białe zęby i czarne włosy. Rzadko kiedy ktoś ma tak czarne naturalne włosy. Liam bardzo go lubie, w końcu zdążyłam go choć trochę  poznać po oglądanych wywiadach.  Ale chętnie też bym się chciała poznać go prywatnie , może mi się to uda. W końcu to marzenie każdej fanki. Louis…. Louis jest bardzo zabawnym gościem. Widać to od pierwszego wejrzenia, a przy tym strasznie uroczy. Ma bardzo ładne oczy…. włosy  takie rozproszone, kolor mają piękny.

Ogólnie on jest taki… słodki. OK, Viktoria opanuj się. A Niall to jak zwykle, ale sądząc po jego teraźniejszej minie, widać było, że był trochę zmieszany sytuacją, oraz lekko wkurzony na przyjaciół. Chyba mu się nie dziwie. Wydaje mi się, że miał trochę inne plany spędzenia czasu niż poznanie mnie z przyjaciółmi. Ale ja się cieszę, że wreszcie ich poznałam.  Z zamyślenia wyrwał mnie Louis.
-Co Cię sprowadza tutaj do Londynu?  - zapytał pokazując mi rękami abym usiadła na kanapie, na której siedział już Harry, Louis siadał na fotelu obok kanapy. Chętnie udałam się w wyznaczone miejsce.
-No, rodzina… rodzice chcieli przenieść się do Londynu. A wszyscy zostali w Polsce. Ale jest jeden plus – uśmiechnęłam się w stronę Tomlinsona
-Jaki?- spytał z zaciekawieniem
-Umiem angielski – oboje się za śmieliśmy    
-Bardzo dobrze mówisz, bardzo bardzo dobry akcent
-To nie dziwne, w końcu od 4 roku życia żyje w Londynie – na reszcie odezwał się farbowany blondyn, przez to zwrócił na siebie tym uwagę moją, Harry’ego i Louisa. Zayn i Liam  byli w kuchni.
-Aha… - teraz Louis z powrotem spojrzał na mnie – A umiesz po polsku?
-Tak. Umiem. W końcu wracam do Polski do dziadków i znajomych. Muszę umieć się z nimi dogadać.
-Oooo… a powiesz coś po polsku? – zapytał błagalnym głosem. Kontem oka widziałam, że Niall przewrócił oczami. Ale w końcu usiadł koło mnie i Harry’ego. Harry na pytanie Louisa podniósł się i zaczął nasłuchiwać.

-No dobrze tylko co powiedzieć?
- Obojętnie coś…. Yy…. Możesz coś bardzo trudnego po polsku  - pierwszy raz od pewnego czasu odezwał się Harry
-Chrząszcz brzmi w trzcinie, a Szczebrzeszyn z tego słynie – spojrzałam na chłopaków a ci spojrzeli na mnie. Miałam wrażenie, że patrzą na mnie ni to ze zdziwieniem, a ni to ze wzrokiem ….no dziwnie się na mnie patrzyli…..
-Hahah tylko się nie obraź, ale polski jest taki taki szelest no…. jakby w radiu się szukało stacji – odezwał się Louis – ale błagam ja nie chciałam cię obrazić – podniósł ręce w geście przepraszającym
- Nie, nic się nie stało. Zawsze obcokrajowcy to mówią o języku polskim.
-A możesz mi powiedzieć co to znaczyło? – Harry wydawał mi się bardzo zaciekawiony, zdaniem który wymówiłam
-  Chrząszcz brzmi w trzcinie, a Szczebrzeszyn z tego słynie – uśmiechnęłam się w ich kierunku. Chłopcy jak na trzy cztery zrobili coś w stylu „aaahaaa” i do tego się poruszyli. Wszyscy oprócz Nialla. Co go do jasnej anielki gryzło?
-A nauczysz mnie? – zapytał Louis

-Ja coś umiem powiedzieć po polsku. Ale tam z jakieś dwa, trzy zwroty – odezwał się Liam,  wychodzą z kuchni kierując się stronę salonu.
-Możesz powiedzieć? – zapytałam
-Nie chce się chwalić, ale no dobra….  ręce do góry, jeszcze i podaj mi to  takie tam, nawet nie wiem czy dobrze wymawiam
-Bardzo dobrze, masz dobry akcent, a skąd je znasz? I skąd takie zainteresowanie językiem polskim?
-Tylko cicho. Mamy zamiar przyjechać do polski. Dokładnie do warszawy i zrobić tam koncert. I chce coś powiedzieć do polskich fanów po ich ojczystym języku.
-Aaaa to wszystko wyjaśnia. Dobra zamykam się i nic nie mówie. A kiedy macie zamiar tam przyjechać?
-Jakoś w lipcu, za rok – odezwał się Louis
-Niall dlaczego mi nie powiedziałeś? – wróciłam się do niego
-Mówili nam, że ma być to tajemnica , mieliśmy tego nie mówić nikomu. Bo to chyba jeszcze nie jest wiadome w 100% tylko 80%. – powiedział – nie chce robić zmylnego szczęścia.
-zmylnego szczęście? – zapytał Louis -  co to za słowo
-Nie udawaj głu…. – spojrzał na Harry’ego – Louis, wiesz o co mi chodzi
Reszte czasu spędziliśmy na pogaduszkach oraz graniu i jedzeniu kanapek i chipsów przygotowanych przez Zayn’a.
-------------------------------------------

-Viki, odbierz – powiedział Harry podczas oglądania filmu wybranego przez Zayn’a
-No ok- wyjęłam telefon z kieszeni spodni –Halo?
-Cześć kochanie, gdzie ty jesteś? Martwię się o ciebie. Popatrz która jest godzina. – po rozkazie mamy poszukałam po domu chłopaków zegarka i zobaczyłam, że jest za dwadzieścia dwudziesta-trzecia.
-Ojj –  chłopcy spojrzeli na mnie – Ja.. przepraszam, ale nic mi się nie stało i nie dzieje
-Kochanie, gdzie jesteś ?
-Uu.. – załamał mi się na chwile głos, sama nie wiem dlaczego – Nialla w domu. Oglądamy film
-Aaa to dobrze, ale wróć dzisiaj do domu, dobrze? – Co ona sobie w ogólnie myśli, że jaka jestem?
-Dobrze, a mogę skończyć film?
-A jak wrócisz?
-Bezpiecznie do domu

-No…dobrze pozdrów ode mnie Nialla
-Jasne, pa
-Pa, kochanie  - rozłączyłam się i schowałam telefon do kieszeni spodni.
-Co się stało?- zaciekawił się Louis
-Po filmie spadam do domu…mama się martwi
-A nie chcesz przenocować u nas? – zapytał się Louis przy czym poruszając brwiami, tą odpowiedzią poruszył Nialla. Znaczy Niall na reszcie się ruszył. Tak to siedział i nie odzywał się. I zazwyczaj patrzył się no… w nic. Miałam wrażenie, że myślał o niebieskich migdałach.
-Nie… umówiłam się z nią, że wróce do domu
-Aaa to zmienia postać rzeczy, ale wrócisz do nas jeszcze. - to nie było pytanie
-Pewnie…yy- spojrzałam na Niall, który wrócił do poprzedniego stanu skupienia – jeśli mnie zaprosicie.
-Taaak, wpadaj kiedy chcesz – powiedzieli razem (Harry, Louis, Liam i Zayn)
I na ekranie pojawiły się napisy.  Wstała i udałam się do drzwi
-Dobra, to ja już będę spadać
-Ejj chyba nie myślisz, że o takiej później porze puścimy cię samą do domu. A w szczególności, jeśli samochodem od nas do Ciebie jest jakaś godzinka drogi. – zauważył Tomlinson

-Dobra… fakt
-To ja cię odwiozę – wstał Niall i podszedł do mnie – to jak idziemy?
-Tak – odpowiedziałam trochę zmieszana – pa chłopcy, do następnego
-Paa – odpowiedzieli chórem
---------------
Cała podróż minęła nam w zupełnej ciszy, nikt się nie odezwał. Jak dojechaliśmy pod mój dom, zegarek wskazywał dwudziestą trzecią trzydzieści. Wyszliśmy z samochodu i weszliśmy na ganek przed domem.
-To pa – odwrócił się
-Niall? -   zatrzył się i odwrócił na piętach w moją stronę
-Tak?
-Dziękuję za wspaniały dzień. Nie chodzi mi o poznanie chłopaków. Tylko… no że o mnie pomyślałeś. Że zaprowadziłeś mnie do siebie do domu
-Nie ma co, lubie spędzać z tobą czas – puścił do mnie oko, i tym zrobił nareszcie jakiś ruch
-Ale trzeba przyznać, bardzo fajnych masz przyjaciół
-Taa
-Niall, co ci się do jasnej ciasnej stało? Jakiś dziwny jesteś, chodzi mi oto, że się dziwnie zachowujesz
-Nic, się nie stało. Dobra dobranoc, pa – podszedł do mnie pocałował mnie w policzek, odwrócił się i wszedł do samochodu i ruszył. Zostawiając mnie przed domem.
___________________________________
 
 Przepraszam, że długo nie było rozdziału. Było to spowodowane tylko moim lenistwem. Ale jest. Napisałam ;) A i zaczyna się rok szkolny (niestety) ale blog cały czas będzie i cały czas będę dodawała rozdziały. Hii. Dla niektórych z was to może i dobra wiadomość. Ale rozdziałki będa pojawiały się w weekendy. Może raz na jakiś czas w te pięć dni robocze w tygodniu się jakiś rozdziałek pojawi, ale wątpię. Pożyjemy zobaczymy. Jeśli czytasz to proszę skomentuj. To bardzo motywuje do dalszej pracy. A i te dialogi kolorowe to są zdania po polsku.