piątek, 4 października 2013

Rozdział 10

Nadszedł wrzesień. Każdy uczeń wie, że to oznacza od początku naukę, użeranie się z nauczycielami, dużo nauki ( a szczególnie w liceum to już w ogóle przesada ), dużo pracy domowej, robione samodzielnie notatki z lekcji itd. Modliłam się aby ten przyszedł jak najpóźniej. Chciałam jeszcze więcej wolnego czasu aby móc się spotykać ze znajomymi, a chyba wszyscy mamy na myśli tą jedną osobę - Louisa. Ostatnio bardzo się z nim zżyłam. Prawie codziennie się spotykaliśmy, cały czas buzia nam się nie zamykała, cały czas mieliśmy tematy, na które mogliśmy porozmawiać. Zapraszał mnie do kina, do parku, wesołego miasteczka i nawet dałam się mu zaciągnąć do teatru. A znana jestem z tego, że omijam to miejsce szerokim łukiem. Nie przepadam za teatrami. Chociaż brytyjscy aktorzy są bardzo dobrzy. A o tym sie przekonałam dopiero jakieś 5 dni temu.
Obudził mnie budzik o 7:30 rano. Moje rozpoczęcie roku zaczyna się o godzinie 9:00. Nie byłam przyzwyczajona do takiego rannego wstawania. A na samą myśl, że już od jutra będę musiała wstawać o 6:00 robiło mi się niedobrze. Ledwo wstałam z łóżka. Wstać... tak to zdecydowanie za dużo powiedziane. Zeszłam na dół, wszyscy spali. Amy miała rozpoczęscie o 12:00 więc mogła sobie spać. Zrobiłam sobie śniadanie. Proste kanapki z szynką i serem. Zjadłam wszystko w 15 min. Poszłam do łazienki umyć się, umalować i ubrać w strój galowy. Nie nienawidzę chodzić w galowym obraniu, spódnicach a co mam powiedzieć o sukience. Rzadko kiedy zakładam sukienki, tak naprawdę kiedy już muszę.
Wreszcie kiedy już byłam cała wyszykowana, była godzina 8:20. Czyli czas się zbierać. Czas zobaczyć moją klasę. Może i to jest ten jeden plus pójścia do szkoły. Moi znajomi. Do szkoły mam jakieś 20 min. autobusem. Niestety nie mam prawa jazdy, a chciałabym. Nie chce być już uzależniona od transportu miejskiego.

Rozpoczęcie miało odbyć się w sali gimnastycznej. Mało co się nie spóźniłam. Kiedy już weszłam do szkoły, wszyscy się na mnie patrzyli. Jak mnie zobaczyli momentalnie przerywali rozmowy z koleżanką/kolegą i patrzyli tylko na mnie. Co do jasnej ciasnej. Mam coś na twarzy? Z tą myślą pobiegłam szybko do łazienki, aby móc zobaczyć swoje odbicie w lustrze. Nie, wszystko było w porządku. To więc dlaczego jestem takim obiektem zainteresowań? Kiedy otworzyłam drzwi chcąc wyjść z łazienki natknęłam się na moje koleżanki z klasy, za którymi się stęskniłam. A mianowicie była to Katy - niska zielonooka blondynka z burzą loków na głowie, lubiła chodzić w dresach. Tak, to właśnie dresów ma najwięcej w szafie. Jakim była uczniem? Opowiem wprost: normalnym, takim jakim jestem ja. Zawsze miała prace domową, przygotowana do lekcji nie zawsze, ale za to bardzo dobrze rozumiała matematykę, zawsze mi coś tłumaczyła a ja ją rozumiałam. Za nią stała Emily zupełnie różniąca się od Katy. Można by powiedzieć taki klasowy fajny kujonek. Była spoko, ale również potrafiła strasznie poskarżyć się nauczycielom, gdy np. chciało się wagarować. Ale ja jestem grzecznym dzieckiem i jeszcze nigdy nie wagarowałam. Na prawdę. Nigdy nie miałam żadnej uwagi.... Ja na prawdę jestem wzorowym uczniem.
- Cześć Viktoria - powiedziała Katy, a na jej ustach tworzył się wielki banan.
- Hej - odpowiedział różnież bardzo radośnie.
- Cześć - powiedziała Emily, jej również odpowiedziałam - A ty cały czas do szkoły chodzisz? Chcesz mieć zawód? Za mało masz pieniędzy?
-Zamknij się Emily - warknęła Katy
-Ale o co chodzi?- zapytałam
- Ale o co chodzi? - powtórzyła mnie Emily - chodzisz z Niallem i Louisem z One Direction. Nie za dużo jak na jeden raz?
- Z nikim nie chodzę, a w ogóle to skąd wie....- nie dokończyłam ponieważ olśniło mnie co miała na myśli Emily a mianowicie gazety i strony plotkarskie - aaa...
- Aaaa - to zaczyna być denerwujące
-Idź skąd - rozkazała jej Katy, Emily posłusznie poszła - Wszystko ok?
-Ale ja... ja z nimi nie chodze, ja nie mam chłopaka, to przyjaciele
-Daj spokój ja ci wierze, nie znam cię przecież od wczoraj
------------------------
W domu zjadłam obiadokolacje przygotowaną przez moją kochaną mamę. A dokładnie mizerię, ziemniaki oraz pierś kurczaka. Amy opowiadała jak tam bylo na początku roku. Ja jakoś specjalnie się do tego nie paliłam. Ale mama mnie i tak o to zapytała. Tak jak się chyba każdy domyśla - skłamałam.
- Ciesze się, że wszystko dobrze - uśmiechnęła się mama.
- Viktoria... mam do ciebie pytanie
- Co się stało Amy
- Bo wiesz, zapomniałam ci powiedzieć, że....że koleżanki z mojej klasy pogratulowały i powiedziały, że w ogóle mi zazdrośczą mi że znam chłopców z One Direction, bo ciebie widziano w jednym czy tak z dwoma już nie pamiętam. Czy to prawda? Znasz chłopców z 1D?
- Amy złotko, do twojej siostry tutaj do domu przychodził taki jeden chłopak nawet dwóch o ile pamiętam - spojrzała na Amy - jeden blondyn. A drugi to nie wiem był jakiś taki brunet, nie pamiętam dokładnie - No dzięki mamo
-Wow byli tu u nas w domu? - to zdanie Amy krzyknęła - A ty - zwróciła się do mnie - nic mi nie powiedziałaś?
- No ja...
- Co to za chłopcy, Viktoria - zapytała się mama kładąc nacisk na słowo 'chłopcy'
- Mamo są to chłopcy ze sławnego zespołu One Direction, za którym ja i Amy szalejemy. Są sławni na calutkim świecie. Ale mnie ich sława nie rusza - w tej chwili mój wzrok powędrował na Amy - traktuje ich jako normalnych w świecie kolegów. Uwielbiam z nimi przebywać
- Dobrze.... - powiedziała Amy - to jak wytłumaczysz to, że ja ich w ogóle nie widziałam u nas w domu?
- Nie było Ciebie cały czas w domu. Spotkałaś się ze znajomymi
- Bosze.... trzeba było mi powiedzieć - Amy wstała od stołu, wzięła talerz i wyszła.
Wzięłam z niej przykład i poszłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi i położyłam się na łóżko. W mojej głowie, kłębiło się bardzo dużo myśli. Amy zaczęła wątek o chłopakach. Znowu pojawił się w mojej głowie Louis, Niall... Jezu co mu się dzieje do jasnej cholery. Zero znaków życia. Chociaż Lou zapewniał mnie, że Niall żyje i jest wszystko dobrze. Ale cały czas się o to pytam i cały czas mnie to zastanawia, dlaczego się na mnie obraził. Telefon mam, stary... no ale działa i mam. Jest jak się ze mną skontaktować. Musze poczekać na nowy, bo na razie brak funduszy. Nagle mój telefon zaczął wibrować i wydał z siebie melodyjkę oznajmującą, że dostałam SMS'a. Bezzwłocznie podniosłam się z łózka i podbiegłam do mojego biurka, na których leżał owy telefon. Przeczytałam wiadomość o treści "Hej. Jesteś w domu? Tylko mi tu nie kłam" od kogo, no jasne, że przecież nie od Nialla. Autorem wiadomości był sam Louis Tomlinson. Nie tracąc czasu odpisałam "Tak, jestem a czemu pytasz?". Dosłownie chwile później dostałam odpowiedź "Wyjrzyj przez okno ze swojego pokoju". Oczywiście szybko zrobiłam to co mi kazał. To co tam zobaczyłam, nie powiem troche się tego spodziewałam. Przy czarnym samochodzie stał oparty na masce sam Lou. Patrzył się na moje okno z telefonem w ręku.
Szybko zbiegłam na dół, zakładając przy okazji kurkę i buty. Kiedy wyszłam z domu Louis stał tam gdzie zobaczyłam z okna mojego pokoju. Kiedy się do niego zbliżyłam zauważyłam wielkiego banana na twarzy.
- Cześć złotko - powiedział
- Hej Lou - przytuliliśmy się. Jejku jakie on ma cudowne perfumy - Co cię tutaj sprowadza? Jest po dwudziestej.
- Mam dla ciebie niespodzienke - wziął mnie za rękę i zaprowadził na miejsce pasażera obok kierowcy i otowrzył drzwi
- Tomlinson ty na prawdę myślisz, że ja tak sobie pojadę z tobą nic o tym nie mówiąc nikomu?
- Tak - opowiedział jeszcze szerzej otwierając drzwi  - jutro wyjeżdżamy z chłopakami w trasę do L.A i chciałem spędzić z tobą trochę czasu. - uśmiechnął się - chyba mi tego nie odmówisz?! Wyślij mamie SMS'a i wchodź do auta bo chcę ci coś pokazać.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić, chłopie - skrzyżowałam ręcę na piersi.
- W takim razie sam cię wniosę do samochodu i zawiozę. Co wolisz? - on również skrzyżował ręce na piersi
- Dobrze, pojadę z tobą, tylko muszę iść do domu po pieniądze
- Uwierz, nie będą ci potrzebne - pokazał gestem gentelmena abym weszła do pojazdu. A ja zrobiłam to co mi kazał. Czyli weszłam do samochodu i zapięłam pas. Louis obszedł go szybko dookoła. A ja w tym czasie wyjęłam telefon i zaczęłam pisać sms'a do mamy, że nie będzie mnie w domu. Wszedł do samochodu, zapiął pas, zapalił silnik
- Czy ty zawsze jesteś taką córeczką mamusi? To znaczy, że zawsze musisz ją informować o wszystkim co robisz itd.?
- Zawsze
- Jejku
- Umówiłam się z mamą, że będę tak robić do czasu moich osiemnastych urodzin, czyli do...jutra - ojejku zapomniałam o moich urodzinach! Lou zatrzymał gwałtownie samochód. I szybko popatrzył na mnie
- Kurna! To ty jutro masz urodziny? Osiemnastkę?
-Tak, no ... tak
- I nie powiedziałaś mi tego wcześniej?
- Nie wiedziałam, że to takie istotne.
- Istotne? ISTOTNE? - prawie krzyknął - osiemnaste urodziny są NAJ-WAŻ-NIEJ-SZE  w życiu każdej osoby! Jezu a my jutro wyjeżdżamy
- Nic się nie stało, nie obchodzą mnie zbytnio moje urodziny - uśmiechnęłam się do niego sztucznie.
Reszta czasu podróży  minęła nam na rozmowach na wszystkie tematy. Mama na SMS'a nic mi nie odpisała. Co mnie troche zdziwiło, bo zawsze odpisuje. Po jakiś 30-40 min. dojechaliśmy na miejsce.
To co zobaczyłam, zrobiło na mnie wrażenie i na pewno zapamiętam to na długo.

6 komentarzy:

  1. Genialny *.*
    Pisz szybciutko kolejny rozdział <333
    Zapraszam do mnie :)
    http://loolopowiadaniao1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Super! I widzę juz w sql jakies lamusy zazdrosne hahahaaha :) nic xd ciekawy rozdzial czekam.na następny

    OdpowiedzUsuń
  3. Exxtra . Czekan na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny rozdziałek :) ciekawa jestem tej osiemnastki :* czekam na następny xd

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwaga twój/wasz blog został nominowany do Libster Awards!
    Po więcej informacji zapraszam na: https://aliszewska38.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń